Zawał jest rakiem serca

 Wybrane rozdziały z książki Tamary Świszczowej


 W nauce istnieją dwie drogi rozwiązywania fundamentalnych problemów. Jedna - to droga potężnych przełomów, wielkich odkryć, które radykalnie rozwiązują problem. Druga - to stopniowe gromadzenie materiałów, ich zestawienie, analiza i konsekwentne dążenie do poznania tajników przyrody. W onkologii były nadzieje na pierwszą drogę, ale czas pokazał, że się nie spełniły.
Wyodrębniwszy się z biologii, siedemdziesiąt osiem lat temu, medycyna  widać już zapomniała o bogactwie mikroorganizmów zamieszkujących wnętrze człowieka. Znany parazytolog profesor W. Diagiel twierdził: "Jak każdy bioorganizm lądowy lub morski, tak każda tkanka i każdy narząd jest miejscem zamieszkiwania pasożytów".
Ujawnienie natury pasożyta, który wywołuje raka, o czym pisał onkolog Niewiadomski, byłoby tym przełomem, który pozwoliłby rozwiązać onkologiczny problem. I ten przełom dokonał się w 1989 roku. Sama znalazłam czynnik wywołujący raka.
Gdy trzecie pokolenie w rodzinie umiera na raka, w tym młodsi bracia, tak jak to było u mnie, rozumiesz że następny w kolejce jesteś ty. To zmusiło mnie by zainteresować się bliżej tematem nowotworu. Nie wiedząc o istnieniu Niewiadomskiego i Zilbera, intuicyjnie przyjęłam teorię pierwszego, już tylko dlatego że nie wierzyłam w możliwość przemiany moich komórek w nowotworowe. Powstało pytanie: czym jest komórka rakowa? Znalezienie odpowiedzi oznacza jednocześnie odkrycie czynnika wywołującego raka.
Najpierw zaistniała mętna myśl o rzęsistku. Przecież to najbardziej rozpowszechnione jednokomórkowce i choroba nimi wywołana postępuje często niezauważalnie. Podobnie jak inni, słyszałam tylko, że rzęsistek wywołuje chorobę weneryczną, dlatego też zastanawiałam się co wspólnego ma rzęsistek z rakiem płuca lub mózgu? Odpowiedź znalazłam w głównych bibliotekach Moskwy, Leningradu, Nowosybirska i Krasnojarska. Przeczytałam mnóstwo naukowych artykułów, robiąc notatki.
Nie mam aspiracji by być postrzeganą na równi z lekarzami, twierdzę jednak, że w sprawach rzęsistka i problemach, które stwarza, pasożytując w organizmie człowieka, jestem od nich bardziej kompetentna. Akceptacja i realizacja tej wiedzy w medycznej praktyce pozwoli szybciej rozwiązać problem raka i wielu innych nieuleczalnych chorób stulecia.
W 1989 roku, opuściwszy swój dom, nie mając stałego źródła dochodu i mieszkania, na tle socjalnych wstrząsów w Rosji, szturmowałam "rzęsistkowo-rakowy" granit nauki. Pracując po 10-14 godzin na dobę, bez wolnych dni, robiła wszystko co jest możliwe dla sprawdzenia wiarygodności swojego odkrycia. Studiowałam prace o parazytologii, onkologii i kardiologii, spotykałam się z naukowcami wielu instytutów Moskwy i Sankt-Petersburga, znajdowałam sponsorów, organizowałam eksperymenty w naukowych laboratoriach, opracowywałam metodyki badań i realizowałam je. Przesiewałam kultury komórek nowotworowych i rzęsistka, wytwarzałam potrzebne do badań preparaty i studiowałam te kultury komórek pod mikroskopem. A także analizowałam zdobyte wyniki i robiłam sprawozdania, pisałam artykuły do pism i występowałam z wykładami przed lekarzami.
Eksperymenty wiarygodnie pokazały, że nowotworowe komórki człowieka i zwierząt - to jednokomórkowy pasożyt - rzęsistek. I podwójnie ma rację znany onkolog profesor Niewiadomski, który przewidywał, że rakowa komórka jest niezmienioną normalną komórką, natomiast to co lekarze uznają za komórkę rakową jest w rzeczywistości pasożytem. Aby taką komórkę wyodrębnić i gruntownie zbadać potrzeba jeszcze trochę czasu.  Czynnik wywołujący raka odkryłam po trzydziestu latach od zamknięcia szkoły Niewiadomskiego i już od dziewięciu lat udowadniam, że to jest rzęsistek.

W Rosji, co roku milion osób umiera na chorobę serca i u co ósmego noworodka na każdy tysiąc diagnozuje się wadę serca. W USA jest ten sam problem. Co prawda, warunki leczenia są tam lepsze. Jest tam ponad 280 ośrodków transplantacji serca i przeprowadza się setki tysięcy operacji serca i naczyń. Nasi chirurdzy, pracując w gorszych warunkach, nie ustępują jednak fachowością amerykańskim.
Zdaniem lekarzy, za powstanie chorób sercowo-naczyniowych odpowiada sam człowiek oraz jego emocjonalny stres i fizyczne przemęczenie. A nie rozpoznając prawdziwego czynnika powodującego chorobę, podejmują  walkę nie z przyczyną, a jedynie skutkiem.
Czy mają rację ? Nie! Po raz pierwszy o moich badaniach opowiedział w swoim artykule znany dziennikarz Michał Dmitruk.  Moje stanowisko pozostało w pamięci wielu, również fachowców. Artykuł ten załączam tu w całości.

Krwisty rzęsistek
autor: Michał Dmitruk

 Choroby sercowo-naczyniowe stały się najbardziej rozpowszechnionymi chorobami na Ziemi. Dotychczas czynnik wywołujący takie choroby nie był znany, dlatego mógł ciągle działać bezkarnie, zabijając co roku dziesiątki milionów osób. I oto wróg rodzaju ludzkiego został złapany na gorącym uczynku przez rosyjskich naukowców.
Studiując problem raka, Świszczowa zaobserwowała dziwne podobieństwo między onkologicznymi i kardiologicznymi chorobami. I jedne i drugie mają długotrwały bezobjawowy przebieg. Ludzie nie rozpoznają groźnej choroby, w trakcie procesu tworzenia się  guzów i skrzepów. Choroba staje się odczuwalna i widoczna dopiero w fazie jej zaawansowania. Wówczas, z reguły, następuje wycieńczenie organizmu, anemia, spada odporność, sprzyjająca powstawaniu kolejnych chorób.
Tamara Świszczowa już eksperymentalnie udowodniła, że guzy tworzą się z samego rzęsistka, co zrodziło pytanie czy i skrzepy powstają z ciał tych pasożytów. Przypuszczenie to potwierdziło się. Przecież tkanki, które składają się z ludzkich komórek, mają barwę czerwonego mięsa, a guzy i skrzepy powstałe z rzęsistka są białawego koloru. Koleje potwierdzenie udało się znaleźć w literaturze naukowej oraz faktach z życia wziętych: rak często występuje wraz z chorobami sercowo-naczyniowymi, a liczni onko-kardiologiczni chorzy, ofiary awarii  Czarnobyla, są tego przekonującym potwierdzeniem. I nie ma w tym nic dziwnego ponieważ dotyczy ich ten sam czynnik chorobotwórczy. Ale nie można powiedzieć tego samego o innych chorobach zakaźnych. Na przykład dżuma wyklucza cholerę lub dur, człowiek może zachorować tylko na jedną z tych chorób, ponieważ stoją za nimi rożne czynniki sprawcze, które walczą ze sobą.
To co Świszczową utwierdziło w jej przekonaniu jeszcze bardziej, to podobieństwo wyników leczenia chorób onkologicznych i kardiologicznych. Doprowadzając do chwilowego zaniku symptomów, lekarze pozwalają chorobie rozwijać się. Rzęsistek, czując się zagrożony, staje się agresywny, zaczyna migrować i gwałtownie się  mnożyć, wskutek czego choroba po pewnym czasie pojawia się znowu, w cięższej formie. Na przykład, w miejscu usuniętego guza powstaje nowy, bardziej złośliwy lub pojawiają się przerzuty do innych narządów. Podobnie dzieje się po operacjach na tętnicach: na miejscu starych skrzepów wyrastają nowe. Znany jest przypadek chorego, wysokiej rangi wojskowego, który pół roku temu był operowany w Niemczech, a później znowu musiał poddać się operacji, ale już w miejscowej klinice. Po bezskutecznym kilkumiesięcznym leczeniu stracił nogę.
Chemioterapia również wywołuje niepożądany efekt: jeśli początkowo ma miejsce zmniejszenie guza i skrzepów, to z czasem stają się one jeszcze większe niż przedtem.
W pewnym momencie lekarze sztucznie podzielili się na onkologów i kardiologów, tym samym „dzieląc na części" pacjenta: system sercowo-naczyniowy oddzielono od reszty. Ale rzęsistek nie rozróżnia. Dla niego ciało człowieka to jedno pole działania. Żyje tam, gdzie znajduje dla siebie odpowiednie warunki. Tam też mnoży się i stwarza kolonie. Jeśli nowotwór zaistnieje w narządach i tkankach, onkolodzy nazwą go guzem nowotworowym, a jeśli w ściankach naczyń, kardiolodzy nazwą go skrzepem.
Wszystko to pozwoliło Świszczowej stworzyć swoją koncepcję, której główna teza jest następująca: onkologiczne i kardiologiczne choroby mają wspólny czynnik sprawczy i jest nim pasożyt rzęsistek. W pierwszym przypadku jego obecność można stwierdzić po powstaniu guza, a w drugim - skrzepów.
Aby to potwierdzić, należało znaleźć rzęsistka w naczyniach krwionośnych i udowodnić, że skrzepy te tworzą same pasożyty. Mówiąc obrazowo, rzęsistki, są niczym czołgi, które grzęzną w wąskiej drodze górskiego wąwozu  i nie przepuszczają samochodów z pomocą humanitarną - komórek krwi.

Nowe, to całkiem zapomniane stare

Okazuję się, że podobne idee już dawno temu świtały w głowach  naukowców. W środku stulecia nastąpił rozkwit parazytologii i przeprowadzano wiele badań na jednokomórkowych pasożytach, między innymi rzęsistku. Już wówczas akademik E.N.Pawłowski i E.G.Wizir zauważyli rzęsistka i obserwowali jego zachowanie w krwiobiegu. Duże sukcesy w badaniach nad rzęsistkiem osiągnęli radzieccy uczeni: J.H. Teras wraz z współpracownikiem G.M.Tkaczenko z Estonii, I.K.Padczenko z Ukrainy, B.A.Teocharow z Uzbekistanu i rosyjscy uczeni W.W. Tarasow, L.K.Lubimowa, A.A. Awakian, N.M. Owczinnikow oraz wielu innych  uczonych.
Niestety, zdołali przejść tylko połowę drogi: zbadali mechanizm destrukcyjnego działania rzęsistka względem komórek krwi i tkanek ludzkich. Bardziej zajmowała ich sama postać rzęsistka. Badacze nie domyślili się, że właśnie z tych torbielopodobnych, pajączkowatych form tworzą się guzy w narządach oraz skrzepy i blaszki w naczyniach krwionośnych.
- Dlaczego taka prosta myśl dotychczas nikomu nie przyszła do głowy? - spytałem Świszczową.
- Wygląda to tak, jak gdyby naukowe gremia umyślnie zabiegały o to, by tego odkrycia nie dokonano - odpowiedziała badaczka. - Sztucznie podzielono medycynę na mnóstwo działów, w których studiowali nie całego człowieka, a tylko jego fragment. I tak przy jawnym podobieństwie chorób cywilizacyjnych rozdzieliły je ściany: jedne choroby nazwano onkologicznymi, inne kardiologicznymi. Dwa przejawy jednej choroby zaczęto studiować na różnych, nie powiązanych ze sobą wydziałach. Niezależnie badając rożne symptomy choroby, naukowcy ci, przy całej swej dobrej woli, nie byli w stanie ustalić ich wspólnej przyczyny. Dostrzegali w nich więcej odmienności niż podobieństw.
Już od dawna wiadomo, że nowotworowe komórki krążą we krwi. Jeszcze w 1867 roku Eliwort po raz pierwszy ujawnił rakowe komórki w krwiobiegu chorego na raka. I w przeciągu stulecia onkolodzy przekonali się, że komórki    nowotworowe trafiają do systemu krwionośnego w większej ilości i w znacznie wcześniejszych fazach choroby niż uprzednio sądzono. Komorki te, oddzielając się od guza, przenikają do naczyń krwionośnych, roznosząc się po całym ciele i w osłabionych narządach stwarzają nowe kolonie, przerzuty i skrzepy. A Świszczowa twierdzi tylko: komórki obrzękowe, komórki skrzepów i rzęsistek – to jedno i to samo. Dlatego trzeba walczyć nie ze skutkiem choroby: guzem, zawałem, skrzepami, tylko z ich przyczyną. Należy likwidować czynnik wywołujący chorobę, najlepiej we wczesnej fazie jej rozwoju.

Kto udaje  limfocyt?

Latem 1994 roku Tamara Świszczowa przeprowadziła rewelacyjne badania w jednej z najlepszych klinik Moskwy. Najpierw zrobiła porównawczą analizę krwi u chorych onkologicznych i kardiologicznych. Próbkę kontrolną stanowiła krew ogólnie zdrowego człowieka. Badaczka pobrała ją od siebie samej.
 Pod mikroskopem widać było, że w zdrowej krwi większość erytrocytów (czerwonych krwinek krwi)* ma postać dysków z jaśniejszą obwódką i  przeźroczystym środkiem.  Wyglądają jak dwuwklęsłe krążki: w środku znacznie cieńsze niż na krawędziach. Te zdrowe, piękne komórki znacząco różnią się od chorych 'grubasów'. Erytrocyty onkologicznych i kardiologicznych chorych też przypominały obustronnieklęsłe krążki, ale w ich centrum nie widać  przeźroczystości. Przeciwnie, środek jest ciemniejszy niż krawędzie.
Mało tego, nabrzmiałe erytrocyty gromadziły się w skupiska, stwarzając kolonie i łańcuszki. Badaczka domyślała się, że te chore komórki gromadziły się, by wspólnie chronić się przed toksycznymi substancjami, które wydalają pasożytujące w człowieku jednokomórkowe organizmy, takie jak rzęsistek. Tworząc łańcuszki, erytrocyty pomniejszały ogólną powierzchnię, na którą trafiają trujące substancje z surowicy krwi.

Inni naukowcy również uważają, że skupianie się erytrocytów ma fizyczną przyczynę. Znany fizyk Iwan Stepanowicz Filimonienko wykazał, że podczas radioterapii cząstki o wysokiej energii bombardują komórki krwi, pozbawiając je elektronów. Zdrowe erytrocyty mają ładunki ujemne, powodujące ich wzajemne odpychanie, natomiast napromieniowane stają się neutralne i dlatego też lekko się zlepiają. Skrzepy erytrocytów nie mogąc przejść do naczyń włosowatych, powodują wegetatywno-naczyniowe napięcia. Silne napromieniowywanie w ogóle rujnuje komórki krwi, co wywołuje choroby cywilizacyjne: sercowo-naczyniowe, rak, AIDS i inne.
Badania Tamary Świszczowej pokazały: duże dawki radiacji, które są śmiertelne dla ludzkich komórek, działają jak stymulatory na nowotworowe komórki, czyli rzęsistka: część pasożytów przechodzi w postać wiciową i pełzakowatą, przez co stają się ruchliwsze, agresywniejsze i gwałtownie się mnożą.
W organizmie człowieka pasożyty pożerają erytrocyty, a toksycznymi substancjami osłabiają lub zabijają swych nieprzyjaciół - leukocyty, co wywołuje raka krwi, a przy obecności wirusów powstaje brak odporności, co doprowadza do  AIDS.
Jak widzimy, konkluzje Filimonenko i Świszczowej wzajemnie się uzupełniają: rzęsistek jest czynnikiem wywołującym choroby cywilizacyjne, a szkoda jaką pasożyty przynoszą komórkom krwi, szybko powiększa się wskutek napromieniowania.
Ale wrócimy do eksperymentów w klinice. We krwi onkologicznych i kardiologicznych chorych erytrocyty były najwyraźniej chore, jak również ich działanie było anormalne. Wyglądało to jakby puchły z głodu i z jakiegoś powodu łączyły się w łańcuszki. Świszczowa wiedziała, że winę za to ponosi rzęsistek. Ale jak przekonać naukowców, że część komórek, podobnych do limfocytów i nazywanych 'małymi' lub 'nietypowymi', to w rzeczywistości rzęsistki? Jak udowodnić, że ujawnione komórki są pasożytami?
Można by wyodrębnić je i umieścić w roztworze, w którym rzęsistek szybko się mnoży, przechodząc do pełzakowatej i wiciowej postaci. Ale pod mikroskopem była krew, rozsmarowana cienką warstwą na szklanym podkładzie, utrwalona i zabarwiona, gdzie wszystkie komórki były martwe, niezdolne do rozmnażania. Do następnych eksperymentów potrzebna jest świeża żylna krew onkologicznych i kardiologicznych chorych. Niestety, nie udostępniono jej Tamarze Świszczowej.

Erytrocyty - Czerwone krwinki
Erytrocyt (gr. erythros czerwony, kytos komórka), krwinka czerwona, czerwone ciałko krwi – jeden z podstawowych morfotycznych składników krwi. Głównym zadaniem erytrocytów jest przenoszenie tlenu i dwutlenku węgla, co jest możliwe dzięki obecności w nim czerwonego barwnika hemoglobiny, który ma zdolność do nietrwałego wiązania tlenu i przechodzenia w oksyhemoglobinę.
Krwinki czerwone nie dzielą się. Nie mogą pełnić normalnych funkcji komórkowych, nie mają też mechanizmu, który mógłby naprawiać powstające w nich z czasem uszkodzenia i po kilku miesiącach użytecznego życia (ok. 120 dni) ulegają zniszczeniu (głównie w śledzionie, rzadziej w wątrobie). Organizm musi zatem nieustannie produkować nowe erytrocyty, które stopniowo zastępują te, które uległy rozpadowi.
Erytrocyty mają charakterystyczny kształt dwuwklęsłych krążków.

Pasożyt zdejmuje maskę
Ale ona nie zamierzała się poddać. Poprosiła dwie osoby spośród  współpracowników kliniki, by oddali swoją krew do przełomowych eksperymentów. No a trzecim dawcą, jak zwykle, była Tamara Jakowlewna. Z trzech ochotników tylko jeden był chory, a pozostali zdrowi. Znalezienie rzęsistka w ich krwi wydawało się niemożliwe. Ale na tym też polega przełomowość tych eksperymentów, że zdaniem Świszczowej, praktycznie wszyscy ludzie są zakażeni rzęsistkiem - nawet ci, którzy są uznani jako zdrowi. Badania to potwierdzają.
Z żylnej krwi każdego ochotnika, w wirówce wyodrębniono surowicę, a osad zalano enzymem trawiennym. Pepsyna i trypsyna rozkładają martwe komórki tkanek (mięso i ryba) w żołądku człowieka. Ale enzymy nie mogą zniszczyć żywej komórki, ponieważ ich błona  nie ma natury białkowej i może szybko zmniejszyć swoją przepuszczalność we wrogim środowisku. Dlatego na rzęsistka enzymy trawienne nie mogą zadziałać z zewnątrz i nie są też zdolne przeniknąć do środka. Tak więc gdy pasożyty znajdują się we krwi, powinny przeżyć, podczas gdy martwe komórki krwi przetrawią się w enzymach. Dwie doby Świszczowa "katowała" komórki w agresywnym płynie, dwukrotnie zlewała zużyte enzymy i dodawała nowe. Na koniec oddzieliła cały płyn, a pozostały osad umieściła w pożywce i włożyła na trzy doby do termicznej szafy. Pasożyty, które dotąd udawały limfocyty,  zmieniły się nie do poznania.  Świszczowa i jej laboratoryjni współpracownicy zobaczyli w mikroskopie komórki podobne do pełzaków, pozbawione jąder.
 Jak wiadomo, w limfocytach, w centrum znajduje się duże okrągłe jądro, otoczone cienkim paskiem cytoplazmy. Te białe krwinki mają zwykle od 8 do 15 mikronów średnicy, natomiast pełzakowate rzęsistki były do trzech razy większe. Niektóre z tych pasożytów przeszły do trzeciej fazy rozwoju - postaci wiciowej, o widocznych długich, grubych witkach. A wśród tych co poniektóre miały niewielkie, podłużne jądro, odsunięte od centrum.
W ten sposób Tamarze Świszczowoj udało się zbadać i ukazać cykl rozwoju pasożytów, przechodzących z fazy komórkowej w pełzakową i wiciową. Wszystkie ludzkie komórki krwi w tym roztworze były strawione enzymami trawiennymi. Erytrocyty przekształciły się na niekształtną masę złożoną z kawałków, a leukocyty i limfocyty całkiem się rozpuściły.
Znaczenie tego skromnego eksperymentu trudno przecenić. Rzęsistki zostały ujawnione we krwi nie tylko chorego np. na dusznice bolesną, ale też u praktycznie zdrowych ludzi w wieku ok. lat dwudziestu. Młoda dziewczyna, studentka akademii medycznej, nie podejrzewała, że nosi w sobie organizmy wywołujące choroby weneryczne, sercowo-naczyniowe, raka i inne nieuleczalne chorób. W krwi Świszczowej była mniejsza ilość pasożytów, ponieważ wie ona jak z nimi walczyć.
My wszyscy, wraz z wami, szanowani czytelnicy, na pewno jesteśmy nosicielami tej plagi. Dowiedziawszy się o tym, wiele osób na pewno zapyta: nie mam chorób wenerycznych, w ogóle nie współżyję, więc jak rzęsistki znalazły się w moim organizmie? Na to niełatwe pytanie można znaleźć odpowiedź w artykule z roku 1990, gdzie Tamara Świszczowa przedstawia swoje odkrycie pasożytniczego pochodzenia chorób sercowo-naczyniowych. 
Jak wiadomo, z trzech rodzajów rzęsistka bytujących w człowieku, najmniej agresywny jest ten w jamie ustnej. Nie może on od razu przeniknąć przez ściankę naczynia krwionośnego, dlatego najpierw przykleja się do niej i wydziela żrącą substancję, która powoduje spuchnięcie tkanki. Kiedy grunt jest przygotowany, pasożyt wnika do niej. Bezpłciowy rzęsistek potrzebuje hormonów i jedzenia. Kradnie te substancje z surowicy krwi, przyswaja cholesterol i wydala lipidy. To jest ten zły cholesterol, który w nadmiarze krąży we krwi  kardiologicznych chorych, i owe lipidowe blaszki na ściankach naczyń, które służą im za pożywkę i obronę.
Toksynami zdolnymi przenikać do komórek, pasożyt truje swych wrogów – leukocyty. Najpierw obniża ich zdolność trawienia, a potem niszczy. Co więcej, toksyny te wywołują dysfukcję i niszczą komórki otaczających tkanek, które tracą możliwość przyswajania substancji odżywczych. Ich miejsce zajmuje rzęsistek.
Po przywarciu do ścianek naczyń i przeszedłszy na pasywny styl życia, rzęsistek przekształca się w torbielopodobną postać lub w stadium pączkowania. Wówczas pasożyt zaczyna mnożyć się przez pączkowanie: nowe komórki rosną na starych, jak pączki na drzewie, a te z kolei rodzą następne. Tak bezpłciowe jednokomórkowce stwarzają kolonie, które pogrubiają ścianki naczynia i robią  je mniej elastycznymi.
 Gdy pasożytom robi się ciasno, brakuje im pożywienia i nie mają gdzie odkładać swoich produktów wydalania, znowu przedostają się przez ścianki naczyń do ich wnętrza i kontynuują rozmnażanie pływając we krwi. W wyniku tego tworzą się węzły i skrzepy. Wstępnie  mogą być czerwone, w wyniku zjedzonych erytrocytów i komórek tkanek, a po ich przetrawianiu stają się białe.
- Czy już we wczesnych latach życia zakażamy się rzęsistkami, które skazują nas na sercowo-naczyniowe choroby? - zapytałem badaczki.
- Nie zawsze - odpowiedziała Świszczowa. Zdrowy organizm może pokonać rzęsistka. Wówczas mamy proces zanikania lipidowych blaszek, a naczynia, krew i wszystkie narządy oczyszczają się z pasożytów. Ale częściej, niestety, bywa odwrotnie: rzęsistek rujnuje odporność i zaczyna bezkarnie mnożyć się. Skrzepy powiększają swój rozmiar i łączą się w blaszki.  Wewnątrz nich tworzą się kręte krwionośne kanały, których ściankami są same pasożyty. Tymi kanałami rzęsistek otrzymuje odżywcze substancje i wyprowadza produkty przemiany materii.
Stopniowo, kosztem rozmnażania się pasożytów, skrzepy uszczelniają się, blaszki powiększają, a prześwity kanałów zawężają. W końcu wypełniają się rzęsistkami. Ich odpady już nie przedostają się do krwi i pasożyty zaczynają zatruwać siebie same. Wewnątrz blaszek gromadzą się toksyczne produkty przemiany, które niszczą samego rzęsistka. Ostatecznie blaszki pękają i masa toksycznych substancji uchodzi do krwi.
Pasożyty, pozbywszy się własnej trucizny, znów zaczynają się mnożyć, jeszcze bardziej pogrubiając ścianki naczyń. Co więcej,  pożerają komórki tkanek narządów, między innymi serca, w których są rozmieszczone naczynia krwionośne, i zastępują ich swoimi ciałkami. Okropny obraz:  zamiast ludzkich komórek budowę naczyń krwionośnych przejmują kolonie rzęsistka! Ta zamiana nie wygląda dobrze: tkanka z pasożytów jest szorstka, nieregularna, nie może rozszerzać się i zwężać, jak w zdrowych naczyniach, a tlen i substancje odżywcze, które krew niesie ludzkim komórkom ledwie przez nią przechodzą.

   Ponadto rzęsistki wydzielają duże ilości toksyn: żrące enzymy, nadtlenek wodoru, steroidy, lipidy, zły cholesterol - zabijając czerwone i białe krwinki oraz komórki ludzkich tkanek. W wyniku tego stopniowo rozwija się anemia, wycieńczenie,  niedotlenienie, podwyższony cholesterol i inne patologie, a późniejszy rozwój chorób wywołują dobrze znane czynniki wtórne.    Fizyczne i emocjonalne napięcia zwiększają ciśnienie, ale przeładowane rzęsistkami naczynia nie rozszerzają się właściwie i nie wytrzymując presji krwi pękają. Ten smutny finał zbliża się szybciej przy siedzącym trybie życia i bogatym w tłuszcze zwierzęce jedzeniu: odporność słabnie, a rzęsistek ma się dobrze – rozwija się dopóki nie zniszczy całego organizmu.
Jak mamy chronić się przed tymi pasożytami? Lekarze oferują walkę z  objawami chorobowymi, nie likwidując ich przyczyny. Napromieniowanie, leki, operacje niszczą część pasożytów, ale inne, jak na sygnał, zaczynają szybko się mnożyć w i tak już ciężko chorym organizmie, stają się ruchliwe, agresywne i z nawiązką odrabiają straty. Wielu chorych wzmacnia ten efekt rozwiązłością seksualną, powodując napływ nowych pasożytów. Do tego palenie, alkohol i bogate w zły cholesterol i kancerogeny jedzenie powoduje przyspieszanie rozmnażania rzęsistka.
 Dlaczego od miłości boli serce?
Rzęsistek niszczy nie tylko naczynia, ale i narząd główny - serce. Tworzy skrzepy, pogrubia i ogólnie zmienia tkankę serca, zmniejszając jego elastyczność. Dlatego podczas emocjonalnych lub fizycznych napięć ścianka serca nie wytrzymuje i pęka. Lekarze nazywają to zawałem.
Wydzielane przez pasożyty toksyczne substancje, roznoszone wraz z krwią  zatruwają cały organizm, niszcząc układ nerwowy, węzły limfatyczne, wątrobę, trzustkę i tak dalej. To jeszcze bardziej osłabia odporność, wywołuje obumieranie tkanek, zakłócenia przemiany materii, co doprowadza do chorób towarzyszących, takich jak rak, cukrzyca i innych nieuleczalnych chorób.
Opisywanie swego odkrycia Tamara Świszczowa zakończyła słowami: królestwo pierwotniaków rozprzestrzenia się w organizmie każdego człowieka. W najprostszym ujęciu wygląda tak: jest to zmasowany atak prostych organizmów na wszystkie narządy i systemy człowieka. Niestety,  przy współczesnych metodach leczenia wynik tej walki jest z góry do przewidzenia. Likwidacja symptomów daje tylko chwilowy, lokalny efekt, a główna przyczyna tylko się  nasila, co doprowadza do śmierci.
Nie wiedząc, że choroby sercowo-naczyniowe są zakaźne, lekarze mimo woli wspomagają ich stałe odnawianie się i epidemiologiczne rozpowszechnianie. Badania wykazały, że przedostając z jednego człowieka do drugiego, a więc trafiając do nowego środowiska i stając przed nowymi wyzwaniami, rzęsistek staje się bardziej agresywny.
Przykro mi że muszę rozczarować lekarzy i chorych - mówi Tamara Świszczowa - którzy uznawali choroby sercowo-naczyniowe za szlachetniejsze od raka... Obie wywołuje jedna i ta sama przyczyna - rzęsistek. Ale z drugiej strony mogę ich bardzo pocieszyć: dzięki ostatnim badaniom pojawiła się realna możliwość, by walkę z tymi chorobami cywilizacyjnymi znacznie uprościć i uczynić skuteczną. Czas wreszcie przejść od leczenia chorób do leczenia chorych.
Przy pomocy wczesnej diagnostyki i znacznie łagodniejszych metod leczenia, można uwolnić ludzi od czynnika wywołującego schorzenia sercowo-naczyniowe, raka, wylew, cukrzycę i inne. Przyniosło by to niebywałe uzdrowienie społeczeństwa i znacząco zwiększyło średnią długość życia.
Już kolejny rok Tamara Świszczowa prosi o pomoc w przeprowadzeniu kompleksowych badań pasożytniczej natury najgroźniejszych chorób ludzkich, ale bez pozytywnego odzewu ze strony świata medycyny i nauki,  mimo że praktyczne użycie pasożytniczej koncepcji chorób cywilizacyjnych daje realną możliwość uratowania ogromnych rzesz ludzi i zmiany sytuacji całej społeczności ludzkiej, która ponosi porażkę w walce ze starym i potężnym przeciwnikiem – rzęsistkiem.

Nieodkryte tajemnice krwi
Licz na medycynę, ale i sam nie zasypiaj

"Precz z analfabetyzmem!" - to dewiza lat dwudziestych w naszym kraju, kiedy procent ludzi wykształconych i światłych rzeczywiście był znikomy. Ale i teraz, w dobie masowego kształcenia, dewiza ta, z pewną korektą, nie straciła na aktualności. Powinna teraz brzmieć tak: precz z medycznym analfabetyzmem!
Powierzając bez reszty swe zdrowie lekarzom, straciliśmy poczucie odpowiedzialności za nie i płacimy za tę beztroskę zapadaniem na choroby nieuleczalne, takie jak rak, zawał, cukrzycę, wylew, a nawet AIDS, gdy następuje zainfekowanie HIV-em chorego w szpitalu.
Medycyna osiąga sukcesy w walce z szybkimi infekcjami krótko po zakażeniu i na które aktywnie reaguje sam organizm chorego: wysoką gorączką, bólem, wymiotami, kichaniem i tak dalej. W tym wypadku, warto człowiekowi pomóc medycznymi preparatami lub procedurami pobudzającymi siły obronne organizmu. Ale medycyna okazała się bezsilna w walce z powolnymi infekcjami, ponieważ, tak jak i sam chory, nie nie dostrzega  momentu zakażenia człowieka nosicielem, jak również początkowego stadium zachorowania. A gdy zaczną nasilać się różne objawy choroby, staje się już praktycznie nieuleczalna – zdąży wówczas nieodwracalnie zainfekować cały organizm.
Medyczne rozpoznanie powolnych infekcji dotyczy w zasadzie wirusów, które są na tyle bezbronne, że stale szukają azylu w komórkach, również w jednokomórkowych pasożytach. Niestety, tymi ostatnimi lekarze na w ogóle się nie interesuje. A właśnie te drobnoustroje - rzęsistek, lamblie, toksoplazmy, ameby(pełzaki) - są, w pełnym znaczeniu tego słowa, powolnymi infekcjami.
Zakażając człowieka „łagodnie” (bezobjawowo), zaczynają odżywiać się jego sokami, komórkami i substancjami z pożywienia, w zamian wydzielając trujące produkty przemiany i toksyczne enzymy. System odpornościowy nie reaguje na inwazję pasożytów, ponieważ jej nie dostrzega: jednokomórkowe, przechodząc od jednego gospodarza do drugiego, nauczyły się unikać komórek odpornościowych, stopniowo rujnując go i umacniając swoją silną pozycję w organizmie. Poza tym, to nie są prostolinijne bakterie, które, przedostały się do organizmu człowieka, nie zmieniając swojej natury (na przykład, swoich rozpoznawczych antygenów) i po prostu się mnożą, a przeciwciała ujawniają obcego; zaczyna działać odporność, mobilizując wszystkie ochronne siły organizmu do walki z infekcją. Wtedy medyczna interwencja pomaga w przeważeniu wyniku walki na korzyść człowieka.
Natomiast powolne infekcje pasożytnicze, to już całkiem inna historia. Swojej choroby chory nie spostrzega. Stanie się bledszy, schudnie, straci zapał do pracy, będzie opieszały i obojętny. Pójście do internisty nic nie da: nie ma temperatury – nie ma problemu, a recepta na bladość i apatyczność jest jedna: więcej spacerów na świeżym powietrzu. Chociaż może już nie być u chorego siły by wychodzić na balkon. Najlepszym sposobem diagnozowania przy jakiejkolwiek chorobie, w tym  pasożytniczej, jest ujawnienie czynnika sprawczego. I im szybciej ten czynnik będzie ujawniony, tym skuteczniejszy proces zdrowienia.
Po zapoznaniu się z informacjami o pasożytniczej naturze nowotworów i zawałów (za które odpowiada rzęsistek), większość czytelników zapewne zrozumie, że rak i zawał - to ostatnie stadia rzęsistkowicy. Przecież taki guz, którego lekarze uważają za główny diagnostyczny objaw raka, powstaje tylko wówczas, gdy w organizmie człowieka wcześniej zaistniał grunt do wzrostu rzęsistka. Znany onkolog, profesor M. Niewiadomski, pisał: "Trafiając do zdrowej krwi, pasożyty powodujące raka giną, ponieważ surowica zdrowych ludzi ich zabija. Pojawienie się ogniska nagłego wzrostu komórek nowotworowych wiąże się z utracenia przez surowicę własności antyrakowych i skutkuje drastycznym zwiększeniem intoksykacji".
Innymi słowy: na wytworzenie dużych guzów rzęsistki potrzebują lat albo dziesiątków lat "cichej" pracy nad stworzeniem w organizmie człowieka sprzyjających dla siebie warunków. A gdy wreszcie przystąpią do skolonizowania całego organizmu człowieka, to uwolnienie się od nich będzie praktycznie niemożliwie.
Gdy to wszystko sobie uświadomimy, ukazuje się wówczas cała naiwność onkologów, usiłujących wyleczyć raka przez wycinanie, napromieniowanie albo chemiczną obróbkę jednego ujawnionego guza, podczas gdy chory jest cały organizm, zaatakowany miliardami rzęsistków i mnóstwem nieujawnionych małych i dużych guzów.
Co robić? Sensowne wyjście jest tylko jedno: opracować prostą, dostępną i tanią metodę diagnostyki rzęsistka. Ponieważ po wykryciu pasożyta we wczesnej fazie choroby i uwolnieniu od niego człowieka zniknie przyczyna tworzenia się guzów i skrzepów żylnych.

Konfrontacja z własną krwią
Droga do stworzenia metody diagnostyki nowotworu i zawału nie była prosta. W polu mojego zainteresowania najpierw był rzęsistek. Czyniłam wiele starań, żeby udowodnić innym, że to właśnie on jest odpowiedzialny za raka. Aby tego dokonać należało uczynić komórki nowotworowe rozpoznawalnymi, czyli stworzyć rzęsistkowi dogodne warunki aby zmienił się w postać wiciową, opracować nowe i wykorzystać już istniejące metody badań  na komórkowym, molekularnym i genetycznym poziomie, wystarczające jako dowód pasożytniczej natury raka. Wykonanie tego zadania ułatwiała dostępność badanego materiału. W naukowych instytucjach mamy wiwariumy, gdzie mieszczą się doświadczalne zwierzęta z eksperymentalnymi guzami. Istnieją też szereg laboratoriów z przeróżnymi szczepami komórek nowotworowych.
Natomiast gdy trzeba było przeprowadzić podobne eksperymenty z skrzepami, aby udowodnić ich tożsamość z nowotworami, okazało się że wcale nie było łatwo takie komórki znaleźć. W odróżnieniu od onkologów, kardiolodzy nie przechowują nowotworów, które powstają w naczyniach, nawet jeśli, tak jak guzy, przyjmują białawy kolor. A szkoda, bo wrzucając skrzepy nie do formaliny, gdzie wszystko co żywe ginie, ale do pożywki, zobaczyliby od razu, że te skrzepy składają się z podobnych komórek, które – jeśli dostatecznie przedłużyć eksperyment - mogą przechodzić w amebopodobną (pełzakową) i wiciową postać.  A to oznacza, że również skrzepy tworzy rzęsistek.
Ciąg dalszy jest wkrótce...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz